I pewnie trochę racji w tym stwierdzeniu jest. Bo
zawartosc torebki (w jakims stopniu) odbija prawdę o nas samych. A przynajmniej
duzo na nasz temat powie. Moja torebka to prawdziwa “puszka Pandory”. Jak na
typowego raka przystalo. Wszystko w niej mozna znalezc. Tylko nie wiedziec
czemu: nigdy n odpowiednim momencie. Zlosliwosc rzeczy martwych? Oczywiscie
moje torby z zasady są przepasciste. Wiele przedmiotow przepada bez sladu w ich
rozlicznych zakamarkach. Gorzej jak gdzies (np w urzędzie) trzeba pospiesznie
cos w niej znalezc. Wtedy nie pozostaje nic innego jak wysypac zawartosc
torebki na ladę. Sprobujcie tylko wyobrazic sobie poploch w oczach urzędnika!
No coz jak typowy rak-domator nie lubię wychodzic z
domu. Wszędzie noszę więc z sobą jego namiastkę. Sam zas moment wyjscia
odwlekam w nieskonczonosc. W rezultacie wszędzie się spozniam. Sila wyzsza. W
koncu zawsze mogę zwalic na horoskop.
Mialo byc o szydelkowej torebce. Więc i o niej będzie. Bo tymczasem moja prawie
2-letnia coreczka zaczęla przymierzac się do moich toreb. Ktore przerastają ją
rozmiarem. To zainspirowalo mnie do wydziergania torebki specjalnie dla niej.
Efekt ocencie sami.
Koszt wykonania jest niewielki. Wystarczy 1 motek
welny i grube szydelko. Naklad czasu i pracy rowniez minimalny. Przy dobrym
filmie w mig zleci.
A torebeczka sprawia malej przyjemnosc. Paraduje
z nią po calym domu. Choc obserwuję u niej tendencję nazwijmy to « minimalistyczną”.
Wklada do niej same najpotrzebniejsze rzeczy, a dokladnie tylko jedną rzecz :
plastikową zabawkę w formie telefonu komorkowego. Rosnie na kobietę nowoczesną
(oblataną w nowych technologiach). I dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz